sobota, 1 marca 2014

Rozdział 5

2. Rozmowa z Kenią.
  Szybko dotarłam do pokoju Kenii. Przez chwile stałam przed drzwiami niezdecydowana. Do dziś nie jestem pewna czego się wtedy obawiałam.
  Odważyłam się lekko zapukać. Bez odpowiedzi. Postanowiłam zapukać trochę mocniej. Otworzyły  się drzwi.
  -Chciałabym z tobą porozmawiać Kenio.- Powiedziałam w progu. Spojrzałam na rozmówcę. W drzwiach stał jakiś gruby facet ubrany tylko w sięgającą do kolan wełnianą koszulę.- Przepraszam, pomyliłam pokoje.- Powiedziałam zmieszana. Odeszłam do na koniec korytarzu i weszłam za zakręt. Odczekałam aż facet zamknie drzwi i zaczęłam się śmiać z mojej głupoty.
  Podeszłam do drzwi po lewej stronie tamtych w których zastałam grubasa. Zapukałam.
  -Chciałabym z tobą porozmawiać Kenio.- Teraz odczekałam chwile aż zobaczę rozmówce bo nie byłam pewna czy to na pewno drzwi do pokoju Kenii.
  - Też chciałabym z tobą porozmawiać Em.- Powiedziała Kenia.
  -No to kto zacznie?
  -Może jednak ja. To ważne. 
  -Zaczynaj.- Powiedziałam machając ręką.
  - Na początek zacznę od tego iż wsza matka była moja najlepszą przyjaciółką. Z charakteru jak wiesz była miła i troskliwa a do tego miała cięty język.- Uśmiechnęła się.- Kochała, po prostu kochała zwierzęta wszelkiego rodzaju. od małych mrówek po olbrzymie wielkoryby. Gdy się poznałyśmy Emma i ja miałyśmy pięć lat. Już w tedy miała trzy zwierzaki. Szczeniaka- Viezona, papugę- Flernę i jaszczurkę- Anake. każde z nich odżywiało się samo własnym rytmem, chociaż na początku karmiłyśmy je. Viezona- mlekiem, Flernę- robakami a Anaka- muchami.
  Były to słodkie zwierzaki. A zwłaszcza Flerna. Miała miłe i gładkie pióra. Anake miał lśniące łuski i kołnierz naokoło głowy. Za to Viezon miał miękkie jasnopopielate, wilcze futro. Opowiem ci o nich jeśli tylko chcesz.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Ale najpierw ty powiedz o czym chciałaś ze mną porozmawiać.
  - Przyszłam porozmawiać o mamie.- Powiedziałam pewnie.- Dowiedzieć się czego kolwiek o jej dawnym życiu.
  -No to mogę Ci powiedzieć, że była miła i uczciwa. A poza tym, że była kobietą była prorokinią. Przepowiadała powrót Starszych. Nie wiesz kto to Starsi. Starsi- najstarsze istoty żyjące które wymarły kilka wieków po pojawieniem się człowieka. Na przykład: Cerbery, Smoki, Fenixy, Syreny czy Minotaury. Była jak wiesz Pływająca Syreną. Na razie tyle mogę ci powiedzieć. A teraz co do zwierzaków...
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za taki krótki ale nie mam siły. Nic mi się nie chce robić. Tylko bym spała i jadła. A w poniedziałek sprawdzian z angola a ja nic, zero, nie kumam. ;(

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 5

1.Ostatnia niespodzianka. Poznanie Gillan
  -Mówię o tych niespodziankach o których wspominałem w twojej kajucie na początku podróży, Em.- Powiedział po chwili Marc.
  -Wybacz mi ale nie rozumiem jaka to niespodzianka.- Wzruszyłam ramionami.
  -No...-zawahał się. -Twoja siostra jest tą ostatnią niespodzianką.-Powiedział już pewniej. Teraz domyślałam się czemu chciał iść akurat do tej karczmy. Nie dość, że miał tu zaufanych ludzi, prawie, że rodzinę, to ta rodzina stała się prawdziwa dla mnie bo odnalazłam tam siostrę. Jakie to miłe z jego strony iż mnie z nią zapoznał i do tego zrobił z tego największą niespodziankę jakiej nie mogłam wymarzyć.-Przypłynąłem tu z Cordage'em.- Zaczynał właśnie opowieść jak to poznał Gil, byłam tego pewna.- Mój były kapitan wysłał mnie po słodką wodę i prowiant na następna podróż. Kupiłem wszystko tania i szybko, za to dostałem od kapitana resztę dnia wolną. Miałem trochę zarobionych pieniędzy, więc włóczyłem się od karczmy do karczmy nie wiedząc co ze sobą zrobić. "Wodny Kruk" był trzecia karczmą którą odwiedziłem. Nie byłem nawet pijany tak rozwadniali piwa w poprzednich karczmach. Tu tak nie było. Ale oprócz tego, że piwo nie było rozwodnione to tę karczmę prowadziła kobieta, co naprawdę rzadko się zdarza. Podeszła do mnie mała dziewczynka miała może z trzynaście czternaście lat. Odebrała moje zamówienie. Tym razem zamówiłem piwo i coś na kolacje, już nie pamiętam co. Powiedziałem jej, że zapłacę na koniec. Przyniosła mi zamówienie, zjadłem moją kolację i poszedłem zapłacić za zamówienie. Za ladą stała około trzydziestoletnia kobieta. 
  -Wyglądasz mi na uczciwego chłopaka.- Powiedziała do mnie.- Mój syn wyjechał za miasto po towar a ja muszę wystawić beczki z piwem. Może mógł byś mi pomóc, proszę?
  -Och, oczywiście. A gdzie są i gdzie mam je postawić?
  -Moja córka Gillan, o tamta dziewczynka- wskazała na nią- pokarze ci gdzie.- Uśmiechnęła się.
  Podeszła do nas Gillan i poprowadziła mnie. Po drodze wzięła dwie świeczki.
  - Musisz wyjąć cztery antałki piwa. -Otworzyła jedne z drzwi, a za nimi były schody w dół. Gil zapaliła świeczkę krzemieniami które miała w kieszenie. Zeszliśmy na dół. Gil prowadziła.
  -Tam są beczki. Na razie wystaw je na górę, a dopiero jak wszystkie cztery będą na górze możesz je przeturlać za kontuar. Tak będzie łatwiej.- Uśmiechnęła się w tedy do mnie.
  Na początku Gillan nie odzywała się do mnie, ale potem zaczęła opowiadać o swoim i Kenii życiu. Ja odwdzięczyłem się opowieściami o innych wyspach i podróżach na statku. Gdy skończyłem Gil była strasznie niepocieszna, gdyż jutro z rana mój statek wypływał. Obiecałem jej, że następnym razem jak przyjedziemy do Herton to zajdę tylko do "Wodnego Kruka" i dokończę opowieść. Wiedziałem, że Cordage będzie mnie puszczał bo byłem młody i umiałem to szybko załatwić. A poza tym był dobrym człowiekiem więc od razu zrozumiał, że tak będzie lepiej. 
  Następne spotkanie odbyło się odbyło się około dwóch miesięcy później. Teraz robiłem "przemeblowanie" spiżarni. Ona opowiadała co działo się pod moją nieobecność, a ja co działo się na morzu. I tak działo się mniej więcej pięć razy do roku, przez ostatnie dwa lata. 
  Aż do ostatniego tygodnia.
  Tak szczerze to byłam trochę zazdrosna. Mimo, że tego nie ogłaszałam nikomu wszem i wobec, że Marc mi się podoba, ale to prawda.
  W tym momencie do pokoju weszła Gillan i przerwała opowieść Marc'a.
  -Kenia zaprasza cię cię do siebie.- powiedziała.- Idę już do siebie. Zaprowadzę cię.
  - No dobrze, chodźmy Gillan.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od dziś nic wam nie obiecuje bo ich nie dotrzymuję. A więc wstawiam rozdział i ... ... ... zobaczymy się jeszcze. Jak dobrze pójdzie to Em i Kenia porozmawiają na bardzo ważne tematy, a do trójki przyjaciół dołączy czwarty. Mogę rzec, niezwykły. :)

Mak Gillan

A tak wygląda Mak. Rysowany na polaku i religii, sztylet Gillan.

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 4

4. Ostatnie pieniądze. Rozwiązany problem
  -Wyruszamy za sześć dni.- Siedzieliśmy w przydzielonym przez Kenię dla mnie pokoiku. Był może troszkę większy od kajuty na "Wodnym Wilku". Miał jedno okno, na przeciwko małych drzwi. Gregon poszedł do Kenii porozmawiać o przebiegu kupna Carrery.
  Do pokoju wszedł cichutko Gregon. Gdybym nie siedziała twarzą do drzwi, tak jak Gil i Marc, na pewno bym go nie usłyszała. Gregon pokazał mi żebym siedziała cicho i  nic nie mówiła o jego obecności moim przyjaciołom. Podszedł do nich po cichu, ani jedna deska podłogi nie skrzypnęła. Ustał za Gillan i Marc'iem i równocześnie dotknął ich ramion.
  Oboje drgnęli jak oparzeni. Gillan nawet krzyknęła i spojrzała wraz z Marc'iem z wyrzutem na Gregona który się do nich uśmiechnął przyjaźnie. Ja również uśmiechnęłam się do nich.
  -Przyszedłem do was z wieśćmi od Kenii. Kazała mi Przekazać, że was wyprowiantuje. Mówiła, że da wam dwa wędzone kurczaki, trochę ziemniaków i kilka przypraw.
  -A macie może trochę zboża? Zapłacimy za nie srebrnikiem.- Byłam prawie pewna, że nam je sprzedają.
  -Oczywiście, że tak. Niedługo będziemy mieli dostawę. Dostaniecie tyle ile będziecie chcieli.-Odpowiedział.
  -Chciałabym jeszcze porozmawiać z Kenią.- Powiedziała po chwili Gillan. 
 
[Tak między nami to nigdy nie dowiedziałam się o czym rozmawiały. Gil nie chce mi tego zdradzić, a Kenie nawet nie chce rozmawiać o tym]

  -Też chciałabym z nią porozmawiać, ale ty idź pierwsza Gil. Mi może to zając trochę czasu.- Z Kenia chciałam porozmawiać o mamie. Może ona by mi coś o niej powie, pomyślałam.
   -Dobrze. Już idę żeby nie tracić czasu.- Uśmiechnęła się do nas i wyszła. Gregon powiedział, że musi iść pilnować baru. 
  Zostałam sam z Marc'iem. Nie podobało mi się, że zostałam sam na sam. Od zajścia w mojej kajucie kiedy chciał mnie pocałować. 
  -To jest ostatnia niespodzianka.- Powiedział cicho po chwili niezręcznej ciszy.
  -Słucham? Jaka niespodzianka?- patrzyłam na niego lekko osłupiała. 
  -No ta o której mówiłem ci w twojej kajucie na "Wodnym Wilku".
  -Ale jaka? Nic nie rozumiem.- Powiedziałam.
------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was, że trzy rozdziały napisałam, ale w tamtym tygodniu obiecałam, ze wpisze a nie wpisałam a więc teraz się odwdzięczam. Jeszcze jutro ostatni rozdział w tym tygodniu. :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 4

3. Hrabia Panthe
  -Witam was moi drodzy goście!- Przywitał nas siedząco Hrabia. Był postawnym mężczyzną z lekkim zarostem. Miał nierówne, krótko przycięte, lekko siwiejące włosy. Miał na sobie lśniąco białą koszule z bufiastymi rękawami przepasaną grubym skórzanym pasem. Do tego skórzane spodnie z butami do połowy łydki.- Nazywam się sir Panthe. A wy, jak się nazywacie?
  -Ja jestem Marc, a to moja przyjaciółka Em.
  -Mój Koniuszy, Aspitis, powiadomił mnie, że chcielibyście kupić jakiegoś konia, od razu pomyślałem o Palonie, Carrerze i Etnie. Ale Etny nie podałem bo jest to mój pierwszy koń którego sam kupiłem. A więc kogo wybraliście?
  -Wybraliśmy Carrere. Jest zadbana, piękna i zauważyłam, że silna.
  -Tak o tą klaczkę dbaliśmy, bardzo mogę rzec. Była to klacz mojej byłej narzeczonej tylko, że ona... No ale pytanie. Które z was potrafi czytać? Bo myślę, że jedno z was musi to potrafić a drugie tak zawzięcie się targowało.
  -Ja potrafię.- odparł Marc
  -Aspitisie, przynieś proszę mi odpowiedni dokument.
  -Dobrze hrabie, już idę.
  Zauważyłam, że w tym domu panowała swoboda. Nie było tego co zasłyszałam w karczmie. Panthe nie wywyższał się. Wiedział, że więcej zdziała nie wywyższając się, ale myślę, że musiały być jakieś zasady aby jego służba nie zaczęła zwracać się do niego po imieniu.
  -Kupujemy Carrere za pięć złotych monet i za srebrnika siodło.- Powiedziałam.
  -Proszę, sir.- Po chwili wrócił Koniuszy i wręczył zrolowany, zawinięty wstążką papier. W drugiej ręce trzymał pieczęć i świecę.
  -Jeśli można ja wpiszę nasze dane.- Powiedział spokojnie Marc.
  -Oczywiście. Wy płacicie, wy wypełniacie.
  Mac rozpieczętował dokument, spojrzał na niego. Widziałam tylko kilka zawijasów kropki, znów zawijasy i kropki. Marc rozejrzał się i znalazł mały stoliczek. Podszedł do niego i kląkł. Zaczął wypisywać i czytać to co pisał.
Ja, Marc z Heroz, kupuję od Hrabiego Panthe
Klaczkę, Carrerę, za pięć złotych monet
oraz za srebrnika siodło.
Odbiór za tydzień, w cenę wliczono:
paszę na ten czas i boks do spania dla konia
                                                           MARC
  Panthe, nie lubiłam, nie lubię i raczej nie polubię używać tytułów, patrzył na dokument po czym sam go podpisał. Po formalnym przegnaniu zgarnęliśmy ze stajni Gregona i Gillan. Skierowaliśmy się do "Wodnego Kruka".

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 4

2. Koń
   -No, ale Gillan trzeba znaleźć dla ciebie konika.- powiedziałam nadal śmiejąc się.- Jeżeli nie wystarczy tych sześć monet... to zobaczymy czy uda nam się znaleźć jakiegoś nie strzeżonego.-Patrząc na moją siostrę widziałam jak patrzy na mnie z przerażeniem. Ciągle zapominam, że ona jeszcze niczego takiego nie robiła. Ja czasami ukradłam coś do jedzenia jak nie chciało mi się iść do karczmy mamy.- A ile zajmie ci pakowanie się?
  -Nie wiem może z pół godziny. A kiedy wyjeżdżamy?
  -Za tydzień. Jeden dzień wte czy wte nie będzie robił różnicy. Muszę sprawdzić jaka jest ta kopalnia, ale raczej wyślę tam Marc'a. I jak Krasnoludzi ustawiają warty i jak pracują.- Odparłam. Nie musiałabym nawet prosić Marc'a o zdanie raportu. Gdyby były jakiś przeszkody powiedział by mi od razu.



*     *     *     *     *


  Był miły jasny poranek następnego dnia kiedy Marc, Gregon, Gil i ja szliśmy ulicą w stronę dobrze zbudowanego domu. Ściany wybielane, w oknach szyby a za nimi zasłony. Od razu było widać, ze jest to dom bogatego. Za chałupą zauważyłam stajnie. Już to dobrze wróżyło. Weszliśmy gościńcem i wstąpiliśmy do stajni.
  W powietrzu wyczułam zapach koni, siana i inne, mniej przyjazne dla nosa zapachy.
  Gregon podszedł do jakiegoś stajennego.
  -Gdzie jest główny Koniuszy?- Zapytał. Powszechnie było wiadomo, że Koniuszy to coś w rodzaju tytułu szlacheckiego. Tylko, że zwykle nie szanowano tych ludzi ze względu na ich zapach. Podobnie było z Psiarzem czy Sokolnikiem. Wszyscy którzy zajmowali się zwierzętami i byli "główni" mieli swoje nazwy. Byli też Kociarze, Kurszaki, Gęsiaże i wiele, po prostu wiele innych. Stajenny zaprowadził nas do Koniuszego.
  -Macie może jednego, niepotrzebnego ogiera? Albo miło klaczkę?- Zapytał Gregon. Uzgodniliśmy przed wyjściem, ze to on będzie rozmawiał, ja będę się targować, Marc podpisze umowę. 
  -Zapytam Hrabiego Panthe. Pewnie coś się znajdzie.- odparł Koniuszy.
  Czekaliśmy w stajni około dwudziestu minut. Potem przyszedł Koniuszy i zaprowadził nas to jednej z zagród.
  -Oto Palion.- Był to wysoki, postawny ogier, maści srokatej. Miał długi ogon i pięknie wyczesaną grzywę.- Hrabia mówi, że Palion jest wart piętnaście złotych monet.- Omal się nie zadławiłam. Nawet gdybym się bardzo ostro targowała to może w najlepszym wypadku zeszłabym do siedmiu złotych monet i srebrnika.
  -A może jakiś tańszy?- zasugerowałam delikatnie.
  Poszliśmy kawałek dalej. W tej przegrodzie stała siwa klaczka.
  -Ta jedynie piętnaście srebrników.- w duszy odetchnęłam. już się bałam że więcej. Tą mogłam wytargować nawet za pięć złotych monet, a z siodłem za jedenaście srebrników.-Nazywa się Carrera.
  -Hejka Klaczko.- podeszłam do niej powoli. Podstawiła mi swój siwy łep. Pogłaskałam ja powoli i poklepałam po szyi. Spojrzałam jej do pyska i chwile oglądałam zęby. Wszyscy kupujący owce, konie, krowy czy inne bydło zaglądali im w żeby. Dlaczego? nie wiem. Ale muszę przyznać, że miała piękne zęby.
  -Trzy złote monet.- Ja
  -Sześć złotych monet i srebrnik.- Koniuszy
  -Trzy i pól złotej monety.- Ja
  -Sześć.- Koniuszy
  -Cztery.- Ja
  -Pięć i pół.- Koniuszy
  -Pięć.- Ja
  -Zgoda. No to może siodło za srebrnika.
  -Bardzo chętnie.
  - To może przy okazji uzdę. Za srebrnika?
  -Nie wystarczy siodło.- Widziałam jak Gil patrzy na mnie z ukrywanym przerażeniem. Ale nie mogłam tak skrzywdzić konia.- odbierzemy ją za mniej więcej tydzień.
  -Zgoda. A teraz chodźmy do Hrabiego. Zawrzemy umowę.- powiedział Koniuszy.
  -Zostań z Gregonem Gil. Marc i ja zawrzemy ta umowę. Możesz zaprzyjaźnić się ze swoja nową klaczką.
  Odwróciłam się szybko bo chciałam iść z Marc'em zawrzeć tą umowę. 

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 4

1.Mak i Róża
Gdy tylko Gillan się obudziła oznajmiłam jej, że wyjeżdżamy za dwa dni do Limassol. Kenia powiedziała, że tak nazywa się ta kopalnia na południe od Herton. Po omdleniu Gil Rozmawiałam z nią o tej wyprawie i dowiedziałam się jak dostać się do tej kopalni.
  -Tylko, że jest jeden problem siostro.- Powiedziałam do Gillan. Siedziałyśmy w głównej sali "Wodnego Kruka".- Marc i ja mamy konie. Ty chyba go nie masz prawda? Ale możemy się złożyć na niego. Już rozmawiałam z Gregonem, Kenią i Marc'em. Razem mamy razem mamy jedną złotą monetę i osiem srebrników czyli pięć złotych monet. I teraz pytanie czy masz jakieś oszczędności?- Gil była dobrą siostrą. Obserwowałam w Advercity wiele bliźniaczek. Ale one zawsze się kłóciły i przerywały sobie. Z Gil i ze mną nie było tak. Potrafimy normalnie ze sobą rozmawiać. I oczywiście nie przerywamy sobie.
  -Kiedyś jak miałam osiem wiosen przypłynął tu nasz ojciec. Pogadał trochę z Kenią na zapleczu a potem wyszedł i wyciągnął z płaszcza piękny złoty kielich i poprosił o najlepsze wino jakie mamy. Dałam mu "Smutnego Smoka". Dał mi za nie dwie złote monety i powiedział: "Jedna za wino, jedna dla ciebie córcia." Później znów sięgną za poły płaszcza i wyjął sztylet i mi go podał i znów powiedział: " Naucz się nim posługiwać i nie pozwól by ktoś bez twojej zgody cie nie dotykał". Później wziął swój kielich i doszedł. Już więcej go nie widziałam. Ale nadal mam Mak i tą złotą monetę.
  -Mak?- zdziwiłam się. Przecież ta historia to to samo co przeżyłam ja tylko, że ja mam Róże
  -No tak mój sztylet.- wyjęła go z cholewki buta. Ja wyjęłam swój z rękawa. Były identyczne. Różniły się tylko na czubku kwiatkiem. Gillan miała mak a ja róże.
  Uśmiechnęłam się do niej.
  -No to mamy sześć złotych monet i dziwie uzbrojone w sztylet kobiety.- Powiedziałam i się roześmiałam a po chwili i Gillan śmiała się wraz ze mną.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za to opóźnienie ale były święta, potem sylwester i jeszcze wczoraj urodziny. A potem 10 urodziny cioci i 12 na WOŚP. A wiec jeszcze w tym tygodniu powinnam wpisać wam jakieś 2 rozdziały =)